10/13/2015

Best Thing I've Ever Had is Alex


- Szczęśliwego Nowego Roku Alex - odpowiedziałam z uśmiechem.
Chyba dopiero wtedy tak naprawdę poczułam coś innego, niż przez te wszystkie miesiące jego nieobecności. Kiedy przy mnie był, nie liczyło się prawie nic, zapominałam nawet o moich misjach w Afganistanie, Iraku i ratowaniu dzieci w Malezji. Alex to wspaniały człowiek. Tak, potrafię zauważyć coś poza jego hipnotyzującymi sarnimi oczami, włosami w kolorze czekoladowego blondu i idealną sylwetką.
Poznaliśmy się na jednej z misji. Nie pamiętam dokładnie ani gdzie ani kiedy, zaćmiło mnie zauroczenie. Siedzieliśmy wtedy w pomarańczowym autobusie z małymi dziećmi. Temperatura sięgała 40 stopni i to w cieniu, z klimatyzacją. Jechaliśmy wtedy przez drogę dzieląca las z polem, w każdym razie tyle pamiętam odnośnie otoczenia. Nagle, jednemu z moich podopiecznych zachciało się wymiotować, więc z samego tylu tego kilkunastometrowca wywlokłam go na sam przód. Był właśnie tam, opatrywał jakiejś dziewczynce krwawiące kolano. Posadziłam chłopca na siedzeniu obok krwawiącej dziewczynki i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. Jego wzrok był czymś... nie do opisania. Już wtedy oboje wiedzieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
Później wróciliśmy razem do Albanii, gdzie za nasze wspólne pieniądze kupiliśmy ową willę. Spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, aż do mojego wyjazdu do Ameryki. Wtedy skończyło się wszystko. Oczywiście, oprócz naszej miłości. Pozostały nam jedynie portale społecznościowe i codzienne długie rozmowy, kiedy tylko było to możliwe. Długo nie umiałam przywyknąć, ale każdy  po jakimś czasie daje sobie z tym radę.
Żartowałam.
Nijak nie można od tego uciec.
Każdego dnia, wzdłuż i wszerz, każdy centymetr kwadratowy mojej duszy i ciała nieuchronnie przeszywała głęboka, prawdziwa, bolesna samotność. Przez pierwszy miesiąc nie było takiej nocy, której nie przerwałabym kilkugodzinnym płaczem... Kiedy tak zalewałam się łzami, znajdywałam odpowiedzi na niektóre pytania. Na takie, na które odpowiedzieć nie mogły mi nawet gwiazdy na czekoladowym niebie śpiącego Manhattanu.
Wsłuchując się w rytm jednej z piosenek mojego brata, Georga Ezry, siedzieliśmy na dachu, popijając kakao i wpatrując się w bajeczny krajobraz Tirany. Nie czułam się tak wspaniale od dwóch lat, kiedy to w moje własne urodziny, Alex zabrał mnie do Paryża, i to właśnie tam po raz pierwszy wyznał mi miłość. Chciałabym przeżywać takie chwile codziennie. Chciałabym, aby wszystkie dziury w moim sercu, wypalone przez bolesne wspomnienia samotności zostały nimi wypełnione. I co nie było zagadką, jedyną osobą, która mogła czegoś podobnego dokonać, był właśnie on - mój najwspanialszy Alex Beingshaft.

*
Rano, obudziwszy się spostrzegłam, że nie mam na sobie prawie nic, oprócz białej koszuli mojego chłopaka. Była dopiero siódma rano, a ja czułam, że zaraz eksploduje mi głowa. Chyba nigdy nie miałam takiego kaca, ale... co właściwie się stało? I dlaczego nic nie pamiętam? - zapytałam sama siebie.
Pomyślałam, że nie zostało mi nic innego, jak tylko napić się mocnej kawy (czego w zwyczaju nie mam, ale nie miałam innego pomysłu, jak pozbyć się prawdopodobnych skutków wczorajszego wieczora). 
Widok kuchni zwalił mnie z nóg...
Na stole, na blacie, w zlewie, pod krzesłami, a nawet na krzesłach - nie było miejsca bez zastawionych na nim pustych alkoholowych butelek. Na jednym z krzeseł, otoczony wymiocinami, drzemał prosiak George. Co chwilę wydawał z siebie ni to chrząknięcie, ni to bełkot zkacowanej świni. Nie mogłam uwierzyć w to, że mój śliczny domek zamienił się w taki chlew....
W pokoju obok, na aksamitnej sofie leżała Peppa, rozłożona jak jakaś ladacznica. Co te świnie sobie myślą?! Gdyby nie wyrzucały w błoto całych pieniędzy za dilerkę, byłoby je stać nawet na pięć takich willi jak ta i codziennie mogłyby sobie urządzać takie libacje.... Bo to, że to właśnie one są sprawcami całego bajzlu, nie wyobrażałam sobie nawet podważać.

Ech, te zwierzęta.

Ale to nie koniec tajemniczych zagadek. Laurix, Wietnamczyk oraz Otakugirl przepadli jak kamień w wodę.

2/21/2015

Hot New Year's adventure

Ucieczka nie była trudna, w sumie już się do tego przyzwyczaiłam. Błądziliśmy od kilku godzin między ulicami Nowego Yorku, zasypiającego powoli pod kołdrą lawendowego nieba. Fioletowe chmury zdawały się zalewać znaną mi przestrzeń powietrzną naszego kraju, naszej dumnej Ameryki. Przypomniałam sobie, że był już ostatni dzień roku. Mijaliśmy ulice przystrojone różnokolorowymi  światełkami, na niektórych lampach wisiały jeszcze świąteczne ozdoby. Wbijając się w miękki, ciepły fotel naszego Volvo, zaczęłam się zastanawiać nad sensem wszystkich wydarzeń z tego roku. I właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że w mojej rodzinnej Albanii siedzi teraz mój kochany Alex, zupełnie sam. I czeka na mnie. Obiecałam mu, że przyjadę jeszcze przed końcem grudnia...
Spojrzałam na zegarek. Była 15:32
- Laurix, kierunek lotnisko - powiedziałam
- Co
- Kierunek lotnisko - powtórzyłam. - Lecimy do Albanii
Laurix nie zadawała mi wielu pytań. Zrozumiała o co chodzi. Dodała jednak gazu w tak niefortunnym momencie, że George, który wcześniej otworzył okno, zwymiotował i... zostaliśmy zdemaskowani.
- Szybko pędź - powiedziałam - Nie patrz na nich, musimy zdążyć na czas.
Otakugurl wciągnęła prosiaka do środka. Po chwili, jego wymiociny znalazły się także na nowej tapicerce. Sięgnęłam do torebki po chusteczki samoczyszczące, ale... przecież nie miałam torebki - uderzyłam się ręką w czoło. Nie miałam torebki, więc nie miałam pieniędzy. Nie miałam pieniędzy, więc nie miałam karty kredytowej. Nie miałam kredytowej karty, więc nie miałam szans na zakup biletów. I co teraz?
Przeszukałam kieszenie. Zostało mi ostatnie 5 000$ schowane w lewym bucie.
- O ile upchnę George'a w mojej podartej torbie, o tyle w ogóle będzie mógł polecieć z nami - powiedziałam.
- Chcesz upychać zwierzę w skórzanej torbie?! Oszalałaś?! - zaprotestowała Otakugurl.
- A jak mam wytłumaczyć się celnikowi? Że leci z nami naćpany gadający prosiak?
Dziewczyna zaczęła upychać nerwowo wszystkie pół-rzeczy w torbie.
- A co z Peppą?
- Peppę możemy przebrać za człowieka.
- A niby jak chcesz to zrobić? - zapytała.
- To proste - zaczęłam - ściągniemy z ciebie połowę twoich śmiesznych otaku ubrań, a następnie ubierzemy w nie Peppę. Potem powiemy, że jako Otaku wpadła w depresję i dlatego jest taka gruba.
- Wypraszam sobie!! - krzyknęła świnka, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Skupiłam się na tych głupich przebierankach. Teraz liczyło się tylko to, żebym zdążyła na czas.
Kiedy dojechaliśmy do bram lotniska, zostawiłam wszystko oprócz torebki pod opieką Laurix i pobiegłam przed siebie szybko niczym strażak Sam widzący płomienie. Wiedziałam, że podoła zadaniu. Zawsze to robi. Była już 15:44, czas przeciekał mi między manicure'owanymi paznokciami jeszcze szybciej, niż biega mój ulubiony strażak. Dobiegłam do kasy. Po drodze potrąciłam kilku ludzi i jakąś dziwaczną grupkę hipisów. Kupiłam dla wszystkich bilety. Czekając na resztę, zaczęłam przeglądać nasze wspólne zdjęcia i zaczęłam tęsknić tak, jak dawno nie tęskniłam. Kiedy wróciłam na Ziemię, zorientowałam się, że owa poturbowana przeze mnie wcześniej dziwaczna grupka to właśnie oni. Wolałam nie wnikać. No nie, to z nich śmiał się ten otyły strażnik, którego twarz wyglądała jak pączek z cukrem pudrem przypominającym włosy... moja nerwica sięgnęła zenitu. Podeszłam go od tyłu i zastosowałam mój słynny japoński chwyt zwany "japońska deska". Gdy padł jak ugodzony jadem anakondy, ruszyliśmy w pościg na pas startowy. Jak zwykle mieliśmy farta, bo zatrzymał się, kiedy Peppa wpadła mu na przednią szybę udając trupa. Ale zdążyliśmy!!!


--------------------


Godzina 23:23. Wylądowaliśmy. Oczywiście, musiałam wszystkich obudzić. Jakoś wyciągnęłam ich z tego amoku, ale łatwo nie było. Jakoś ich stamtąd wywlokłam i zamówiłam taksówkę, ale za nic nie potrafiłam dodzwonić się do Alexa. Nie wiedziałam, co się dzieje. Moje siły opanował strach. Wciąż próbowałam. Bezskutecznie. Całą drogę myślałam tylko o tym, co mogło się z nim stać, pisząc w myślach najgorsze scenariusze.

- Cała się trzęsiesz - usłyszałam zza pleców głos Otakugurl.
- Bo jestem zdenerwowana - odpowiedziałam.
Prowadziłam z nią rozmowę, ale nie potrafię sobie przypomnieć o czym.
Dojechaliśmy pod jego piękną willę z widokiem na ocean. Stała na samym końcu ulicy.
- Jest! - krzyknęłam. Stał na balkonie, opierając się o barierkę; patrząc bezsilnie w otchłań. -
Alex!
Wbiegłam do środka. Prawie spadłam ze schodów, ale nie było to istotne. Wbiegłam na samą górę, prosto na balkon. Rzuciłam się ukochanemu w ramiona obdarzając go słodkim hot kiss i w tym samym momencie na oberżynowo-czekoladowym niebie rozbłysły sztuczne ognie.
- Szczęśliwego Nowego Roku, Amethyst - powiedział, przytulając mnie.

12/21/2014

Fire Desire part 2

Dotarcie na miejsce okazało się nie takie proste, jak się wydawało. Nie minęło 5 minut, a George rozpoczął swoje rytualne zachowanie. Jego krzyki i wrzaski zdawały się nigdy nie zmierzać do końca, więc wjechawszy na obrzeża miasta, zapakowaliśmy go do bagażnika.

- Dobrze ci tak hehe - powiedział Wietnamczyk.Prosiak w odpowiedzi wydał z siebie jakiś niezidentyfikowany bliżej odgłos, a my wróciliśmy do samochodu.- Życie nie ma sensu Peppa - usłyszałam z tylniego siedzenia.- Dlaczego tak uważasz- Hu kers o ciebie na tym świecie przemocy i koktajli z żółtych kresek zwisających z drzew? Między pilotem a szamponę znajdzie sie miejsce dla takich jak one - wskazała na mnie i Laurix - ale nie dla takich jak my. De łorld nie jest stworzony dla tych co nie osiągają fuczer.
Nigdy tak na to nie patrzyłam. Czy naprawdę świat dzieli się na osiągających fuczerową karierę i kupujących torebki LV i nie osiągających nic?
W końcu dojechaliśmy. Moje głębokie przemyślenia chyba zdały się na nic, ale... czy cokolwiek w tym sokowirówkowczanym życiu ma sens?
Wpadliśmy do sklepu tak jak staliśmy. Moja wataha chyba zapomniała, że do tego potrzebna jest klasa i styl. Ech, znowu będę musiała się tłumaczyć w prokuraturze... Kiedy wysyłałam wiadomość do mojego życiowego partnera zorientowałam się, że Peppy, Wietnamczyka i Otakugurl... nie ma przy mnie!
Zostaliśmy tylko my. Ja, Laurix i George, który odpłynął po trzech dawkach kokainy.
- Widze drogi na kolanie twojej transparentności - zaśpiewał. - Budzisz mnie zmysłem!!!! O tak Budzisz mnie zmysłem!!! O tak Budzisz mnie zmysłem
- Cicho - uciszył go znajomy mi głos
- ...Twoje pończochy moim tęczowym rajem a gdy mówisz Pool Time to zapach pif-paw gan powder - kontynuował
- Cicho bądź albo twoje tęczowe pończochy zamienię w kolczasty pas na twoim zadzie! - krzyknęła osoba.
To Barbra. Mój prywatny ochroniarz z misji w Afganistanie.
- Nie wiedziałam, że pracujesz w LV - powiedziałam.
- Musiałam znaleźć sobie nową pracę odkąd przestałam dostawać darmowe kalosze - wyznała. - Afganistan jest nudny
- Willst du mit mir Drogen nehmeeeen
- Zamknij pysk!! - rzuciła i przyłożyła mu spluwę do głowy
- Halo
- Ej Barbra ptki - powiedziała Laurix
- Barbra to mój klient
- Widze
- Wiiiiii
- Mocny masz ten towar
- No wiem ale cicho, bo on jest moim głównym źródłem dochodów
- A szejk z Abu-Dabi?
- Zaopatrują się raz na kilka miesięcy, bo granice są strzeżone przez Finów
- Finów?
- Barbra pls
- Ok pusze go - powiedziała - ale jeszcze jeden taki numer z naćpanym prosiakiem a wylecicie wszyscy razem w powietrze
- Każda chwila jest miłosciom kiedy miłosciom podbijamy kosmos
- Barbra, jesteś moim przebaczeniem - odparłam, a George oddał kał na dywan...




*w tym samym czasie*

- Hej musimy odwdzięczenie pani Lorens za to że nas uratować z policja, co nie? - powiedział Wietnamczyk.
- Yez ale jak - zapytała otaku.
- Mam
- Co masz?
- Gdzie jesteśmy
- W sklepie
- Jakim sklepie
- Luis witon
- A co móc kupić w luis witon?
- Torebki!!! - okrzyknęła wesoło panna Etsuko.
- Peppa, ty znasz sie najlepiej na torebkach luis witon, musisz wybrać i ty.
- Ok!! Chyba wiem jakie Lorens lubi najbardziej - podeszła do półki nr 8 - to ta. Taka jaka jej sie spaliła. To ta. Torebka.
- Wietnam.... - zaczęła otakugurl wyciągając z kieszni swój palmtop
- co
- Ty wiesz co ja zamierzam dziunia..! - powiedziała i zmierzyła dwójkę dzikim uśmieszkiem.
Wszystko stało się jasne, pobiegli razem do przymierzalni i...
- BAT FURST, LET MY TEK A SELFY!!!!!!!!! DUTUTURUTUTUDUTU!! - zaśpiewał człowiek wschodu.
I zaczęli na dobre. Zostali przyłapani na robieniu niezrównoważonych selfie tuż po tym, jak Barbra aktywowała alarm przeciwpowodziowy. Jednego byłam pewna. Trzeba było uciekać.




12/06/2014

Fire desire, part 1

Dedyk dla Laurix, która dała mi spisać zadanie z pszyrki 
i w ogóle, dzięki za wszystko moja panno!


Było ciemno. Policjant nadal stał bez ruchu. Zastanawiałam się, czy nie jest jakimś paralirykiem. Dziwne dziecko otaku wbiegło pod stół, a paralityczny glina, chcąc je postrzelić trafił pociskiem tuż obok mojej głowy. W budynku był zamachowiec samobójca.
Usłyszeliśmy ciężkie zbieganie w dół. Wszyscy byli cicho. Miałam nadzieję, że ten młody prosiak nie wyskoczy z jakimś nieprzemyślanym wygłupem. Jak dotąd był tak przerażony, że z różowej kluchy zamienił się w drobiowego pulpeta w koperkowym sosie. W jego willach opłacanych przez babcię Big Momma nigdy nie brakowało prądu. Miał szczęście, bo zawsze została alternatywa zrobienia z niego steków.
Po chwili recepcjonistka wydała głuchy okrzyk. Ping-pang! - walnęła cielskiem w podłogę. Dostała z gaśnicy. Ech, pewnie była w trakcie pożerania pięćdziesiątego ciastka.
Zamachowiec wydał okrzyk promujący jego religijną organizację, a niedługo po tym rozpoczął prowadzić z nami dialog.
- Czy jesteście synami Allaha
- Co to Allah - ożywił się patologiczny policjant.
Nie miałam czasu mu odpowiadać. Samobójca nie dostał odpowiedzi, więc zaczął krzyczeć. Rozwiązanie tej sytuacji było tylko jedno - zadzwonić po Laurix. Laurix miała supermoc wyciągania szyb za pomocą przepychaczki do toalet. Nikt inny na mojej dzielnicy nie potrafił tego robić. To wielki prestiż posiadać taką umiejętność. Wysłałam jej sygnał alfabetem Morsa z mojej radioaktywnej rurki do nurkowania. Po chwili poczułam tajemnicze ukłucie w wątrobie. Wiedziałam, że już jedzie.
- Zaraz przyjedzie tu Laurix i nas wyciągnie - powiedziałam.
- Co to Allah - zapytał ponownie.
- Nie ma na to czasu paralityczny pomiocie - powiedziałam
- Chce wiedzieć co to Allah, albo zginiecie wy wszyscy
- Grozisz mi?! - krzyknął George  i dostał kulką w racicę. Zaczął krzyczeć tak, że przypominało to modły owego człowieka za drzwiami. Zdawałoby się, że potrafią się porozumieć. Zupełnie jak psy.
Nie miałam pewności czy Wietnamczyk żyje, więc kopnęłam go w podudzie.
- Chyba umarłem
- Nie załamuj się, to złe życie, nie zły dzień - poradziła radośnie otakugurl.
Usłyszeliśmy hałas. To Laurix włamywała się do okna. Wyciągnęła szybę, więc rzuciłam otaku jak oszczepem przewracając przy tym Laurix stojącą na przeciwko okna. Dziewczynka zaczęła wić się jak pająk, a Laurix stanęła za murem w obawie kolejnego ataku. Następny przez okno poleciał Wietnamczyk. Nie miał jednak tyle szczęścia, wpadł prosto w słup. Zastanawiałam się długo czy pomagać różowym kulom wydostać się, czy ich zostawić, jednak widząc błagalne spojrzenie Peppy i krzyczącego z bólu George'a trochę zmiękło mi serduszko. Policjant dostał silnej dawki tlenu i podpalił drzwi krzycząc przy tym jak opętany. Uznałam, że trzeba działać szybko. W pierwszej kolejności wyrzuciłam George'a, Peppę zostawiłam na sam koniec. Ogień się rozprzestrzeniał. Ech, dotknął mojej torebki LV tak niefortunnie, że wypalił w niej dziurę. Wygrzebałam się przez futrynę okna w samą porę, ogień jeszcze zdążył spalić mi podeszwę.
Zapakowaliśmy się do Mercedesa mojej wspólniczki. Ruszyła z piskiem opon, zostawiając dziwnego glinę w środku.
Naszym celem był mój ulubiony sklep Louisa Vuittona, nieopodal mojego domu. Musiałam przecież kupić nową torebkę i buty.

11/30/2014

Gliny

Obudził mnie piękny poranek. Czekoladowe niebo zamieniło się w smurfowe lody z bitą śmietaną. Ach... czas sprawdzić stan konta! - pomyślałam i zeszłam na sam dół. Wsunęłam kartę do bankomatu i... nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Peppa stanęła na wysokości zadania. 40 000$ było moje.
Nie minęło pół minuty, kiedy dostałam sms z nieznanego numeru.

"Hshshs Peppe zabrały gliny pomusz"

- przeczytałam. Długo nie trwało, zanim domyśliłam się, kto jest autorem tej wiadomości - nasza rózowa ośmioletnia kula. Wróciłam do mieszkania i spakowawszy do mojej torby LV młotek, wodoodporny case na telefon, rurkę do nurkowania, nożyce, przybornik młodego harcerza, kilka środków odurzających i parę innych śmieci, wybiegłam na klatkę schodową. Zjechałam po Poręczy Do Ekstremalnych Warunków, takiej samej, jaką ma strażak Sam. Po drodze na komisariat złapałam taksówkę. Tym razem miałam szczęście - prowadził tajny agent Koń Pedro, z którym Peppa podobno porozumiewała się bez słów. Czyżby wykształcił sobie jakieś nowe zdolności?
- Dlaczego nie ruszasz?! - zapytałam.
- Nie wiem gdzie mam jechać - odpowiedział.
- Przecież Peppa mówiła, że porozumiewa się z tobą bez słów!
- Ale nie kiedy ze mną rozmawia! - odpowiedział. Żal mi cie Peppa......
- Co ona tam robi? - zapytałam, kiedy już dostał odpowiedź na swoje pytanie.
- Jeszcze nie wiesz? Jest podejrzana o sprzedanie nerki na nielegalu!!
- Co? Swojej?!! - o czym on do mnie mówi, Peppa i jedna nerka?
- Co ty mówisz, jakiej swojej! Sprzedała nerkę tego Wietnamca z Bangoku!!
- Przecież on nie żyje - powiedziałam.
- Żyje. Mówi, że obudził się nad ranem cały od krwi i z dziurą na plecach. Podobno ma na czole ślad racicy.
- O Boże!! - krzyknęłam. Co ta świnia wymyśliła, to nie miałam pojęcia. Dojechaliśmy na miejsce. Pedro odjechał z piskiem opon.
Drzwi komisariatu otwarły się same. Kiedy usłyszałam żałosne jęki George'a wykłócającego się z policjantem, miałam ochotę wyjść. Seryjnie. Na krześle przy niebieskiej ścianie siedział jakiś skręcony twór, nie wiedziałam co to.
- Halo - powiedziałam do recepcjonistki.
- Czego pani szuka
- Gdzie jest Peppa
- Jaka Peppa
- Taka różowa kula, pewnie w stroju tancerki z Noght Clab
- A ta - westchnęła z politowaniem. - Na pierwsza sala i w lewo
- Ok thx
- Weź przy okazji tego dzieciaka,albo zrobię z niego kotlety - dodała. To naprawdę uprzejma kobieta. Powinna zająć się dziećmi, a nie siedzieć w tej budzie - pomyślałam sobie.
Poszłam po George'a. Zrobiło mi się przykro, kiedy zobaczyłam tego biednego policjanta z pokerową twarzą, trzymającego w dłoniach filiżankę z kawą.
- Idziemy klusko - powiedziałam i wzięłam prosiaka pod pachę jedną ręką.
- To jeszcze nie koniec!!! Panie podporucznik komisarz prosze!!!! - krzyczał niemiłosiernie.
- Zamknij ten głupi ryj - powiedziałam. Zaczął mi się wyrywać i udawać że szczuje kłami jak pies, wydając przy tym dziwne dźwięki, ni to podobne do mlaskania, ni to do przeżuwania.
- Gdzie jest Peppa anianianain 
- Idziemy do niej i przestań się zachowywać jak cofnięty w rozwoju - odpowiedziałam. Zaczął udawać, że warczy.
Weszliśmy do sali przesłuchań. Siedziała tam Peppa w swoim śmiesznym różowym wdzianku, Wietnamiec Sang, policjant w szerokim rozkroku celujący w łeb Peppy kalibrem 20 i owy widziane przeze mnie wcześniej poskręcany twór. 
- Kto to - zapytałam. Policjant spojrzał na mnie nerwowym ruchem głowy, patrzył na mnie sekundę i równie nerwowo odwrócił głowę na Peppę. Ech, ten dzisiejszy świat.
- Kto to - powtórzyłam pytanie. Kreatura siedząca dotąd bez ruchu podniosła głowę i odsunęła przylegającą do połowy twarzy czarną grzywkę. Skierowała na mnie swoje dzikie ślepia. Spostrzegłam jej nienaturalne, przyciśnięte do siebie nagdarstki i ręce ściśnięte w pięści. Na nogach miała glany do kolan.
- Coś za jeden - wyrwał się George. Dziwne dziewczę odwróciło sztucznie przerażone oczy na niego.
- Jak się nazywasz - zapytałam
- Etsuko Ki
- Co
- Jesteś emoska?!! - wyrwał się znowu prosiak.
- Jestem otaku
- Co to jest otaku?!
- Jestem otaku zostaw mnie ahghghghrrhrh - wydobyła z siebie i wróciła do pierwotnej pozycji w której siedziała.
- Dlaczego tu jesteś - zapytałam.
- Ona sprzedać nerke jej!!!!!!!! - rozległ sie okrzyk znajomego Wietnamczyka leżącego na posadzce, twarzą do podłogi. Policjant stał bez ruchu.
- Co ty zrobiłaś ze swoją nerką dziecko?
- W BRAVO napisali, że prawdziwe otaku mają tylko 1
Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia z bardziej patologiczną sytuacją. Upuściłam George'a na podłogę. W tym samym momencie rozległ się głośny strzał - ktoś podłożył bombę pod skrzynką z prądem.

11/29/2014

Początek

Była zima. Na dworze -20 stopni, odczuwane w grubych kalesonach i kurtce wysadzanej od środka sierścią owcy Suzy. Od tego wszystko się zaczęło. Opowiem wam historię, która odmieni wasze życie na zawsze.

Było coś około pierwszej w nocy. Nasza bogata dzielnica była pogrążona w puchowym śnie. Nadszedł czas, by załatwić interesy. Musiałam znaleźć George'a, który był mi winny gruby hajs za dragi, na nowe Timberlandy. No tak, George... podły różowy rozpieszczony ośmiolatek. Brat Peppy. Właściciel klubu na przedmieściach. Odsetki rosły mu każdego dnia, ale on najwyraźniej zapomniał, z kim się zadaje.
Szłam przez miasto śpiące pod czekoladowym niebem. W kieszeni miałam nowiutki 13 kaliber z giełdy na Manhattanie, od mojego przyjaciela żyda, Josha. Żaden młodociany gangsterzyk nie mógł mi skoczyć. Ogólnie to każdy taki czuł przede mną respekt.
Dostanie się na drugi koniec miasta zajęłoby mi pewnie wieczność, gdyby nie te superowe żółte taksówki. O tak. Każdego z nich znałam. Z każdym miałam zawarty jakiś układ. Tym razem za kierownicą siedział jakiś nieznajomy Wietnamczyk. Ruszyliśmy.
- Nie znam cię - powiedziałam, ściągając z głowy kaptur.
- Ja być nowy - odpowiedział. Zorientowałam się że kłamie, po jego różowych skarpetkach. Przełożyłam mu do głowy spluwę.
- Pani mnie nie zabijać!!!!! - wrzeszczał heroicznie i wymachiwał rękami tak, że wderzyliśmy w drzewo. Tylko George mógł zatrudnić takiego idiotę, który nawet nie umie prowadzić. Stracił przytomność, więc sobie poszłam.
Półtorej kilometra drogi dalej, zobaczyłam różowe światła klubu.  To już tutaj. Weszłam do środka, na sali grała jakaś techniawa. Zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu tego małego różowego kurdupla, co bezwzględnie uniemożliwiały mi metrowe podesty z rurami i ciemnoróżowe światła. Wyszłam na zewnątrz. Na śniegu leżał George udający trupa.
- Co ty odpierświniasz różowa kulo - zapytałam go.
- Hej
- Gdzie mój hajs
- Jaki hajs
- Nie wnerwiaj mnie
- Widzisz to - wskazał na łańcuchy. - Przecież to plastik.
- Co
- To - przyłożyłam mu do głowy spluwę.
- Nie!!!!!! To Peppa!!!
- Co Peppa
- To ona zarabia
- Ale to ty masz klub
- Ale to ona w nim pracuje
- Jak to Peppa pracuje w twoim klubie - i to właśnie w tym momencie zrozumiałam, kim jest ta różowa wywłoka. Strzeliłam George'owi w kalkulator i poszłam do środka. Znalazłam ją. Nakopałam jej w w tłuste sadło, a ona przywaliła mi z racicy prosto w biodro.
- Gdzie mój hajs pchlarko
- O co ci chodzi
- Do jutra na moim koncie ma być 40 patoli, albo twoja rodzina będzie moim zakładnikiem i możesz jej powiedzieć nara i skończą w teksańskim więzieniu.
Wróciłam do domu i położyłam się do łóżka. Była już godzina 2:03. Pomyślałam o Peppie charującej na moje Timberlandy. Czas popatrzeć na czekoladowe niebo nad moim domem i iść w sen. Jutro czeka mnie piękny dzień.
Świnka Peppa. Znana jest wam wszystkim jako mała, różowa, niewinna antropomorficzna postać z dziecięcych kreskówek. Czy na pewno jednak jest taka niewinna?
Czytacie moje fan-fiction na własną odpowiedzialność. Opowiadania są całkowicie fikcyjne, zbieżność osób, nazwisk i zdarzeń jest całkowicie przypadkowa.
Nowe posty już wkrótce.
Zapraszam do obserwowania i komentowania.