12/06/2014

Fire desire, part 1

Dedyk dla Laurix, która dała mi spisać zadanie z pszyrki 
i w ogóle, dzięki za wszystko moja panno!


Było ciemno. Policjant nadal stał bez ruchu. Zastanawiałam się, czy nie jest jakimś paralirykiem. Dziwne dziecko otaku wbiegło pod stół, a paralityczny glina, chcąc je postrzelić trafił pociskiem tuż obok mojej głowy. W budynku był zamachowiec samobójca.
Usłyszeliśmy ciężkie zbieganie w dół. Wszyscy byli cicho. Miałam nadzieję, że ten młody prosiak nie wyskoczy z jakimś nieprzemyślanym wygłupem. Jak dotąd był tak przerażony, że z różowej kluchy zamienił się w drobiowego pulpeta w koperkowym sosie. W jego willach opłacanych przez babcię Big Momma nigdy nie brakowało prądu. Miał szczęście, bo zawsze została alternatywa zrobienia z niego steków.
Po chwili recepcjonistka wydała głuchy okrzyk. Ping-pang! - walnęła cielskiem w podłogę. Dostała z gaśnicy. Ech, pewnie była w trakcie pożerania pięćdziesiątego ciastka.
Zamachowiec wydał okrzyk promujący jego religijną organizację, a niedługo po tym rozpoczął prowadzić z nami dialog.
- Czy jesteście synami Allaha
- Co to Allah - ożywił się patologiczny policjant.
Nie miałam czasu mu odpowiadać. Samobójca nie dostał odpowiedzi, więc zaczął krzyczeć. Rozwiązanie tej sytuacji było tylko jedno - zadzwonić po Laurix. Laurix miała supermoc wyciągania szyb za pomocą przepychaczki do toalet. Nikt inny na mojej dzielnicy nie potrafił tego robić. To wielki prestiż posiadać taką umiejętność. Wysłałam jej sygnał alfabetem Morsa z mojej radioaktywnej rurki do nurkowania. Po chwili poczułam tajemnicze ukłucie w wątrobie. Wiedziałam, że już jedzie.
- Zaraz przyjedzie tu Laurix i nas wyciągnie - powiedziałam.
- Co to Allah - zapytał ponownie.
- Nie ma na to czasu paralityczny pomiocie - powiedziałam
- Chce wiedzieć co to Allah, albo zginiecie wy wszyscy
- Grozisz mi?! - krzyknął George  i dostał kulką w racicę. Zaczął krzyczeć tak, że przypominało to modły owego człowieka za drzwiami. Zdawałoby się, że potrafią się porozumieć. Zupełnie jak psy.
Nie miałam pewności czy Wietnamczyk żyje, więc kopnęłam go w podudzie.
- Chyba umarłem
- Nie załamuj się, to złe życie, nie zły dzień - poradziła radośnie otakugurl.
Usłyszeliśmy hałas. To Laurix włamywała się do okna. Wyciągnęła szybę, więc rzuciłam otaku jak oszczepem przewracając przy tym Laurix stojącą na przeciwko okna. Dziewczynka zaczęła wić się jak pająk, a Laurix stanęła za murem w obawie kolejnego ataku. Następny przez okno poleciał Wietnamczyk. Nie miał jednak tyle szczęścia, wpadł prosto w słup. Zastanawiałam się długo czy pomagać różowym kulom wydostać się, czy ich zostawić, jednak widząc błagalne spojrzenie Peppy i krzyczącego z bólu George'a trochę zmiękło mi serduszko. Policjant dostał silnej dawki tlenu i podpalił drzwi krzycząc przy tym jak opętany. Uznałam, że trzeba działać szybko. W pierwszej kolejności wyrzuciłam George'a, Peppę zostawiłam na sam koniec. Ogień się rozprzestrzeniał. Ech, dotknął mojej torebki LV tak niefortunnie, że wypalił w niej dziurę. Wygrzebałam się przez futrynę okna w samą porę, ogień jeszcze zdążył spalić mi podeszwę.
Zapakowaliśmy się do Mercedesa mojej wspólniczki. Ruszyła z piskiem opon, zostawiając dziwnego glinę w środku.
Naszym celem był mój ulubiony sklep Louisa Vuittona, nieopodal mojego domu. Musiałam przecież kupić nową torebkę i buty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz